top of page

barchany

w dzikich sadach kwaśne papierowe jabłonie

spisane chwiejną ręką na wnuczki

mieli je wydać za cztery hektary

uschły na płotach spocone półksiężyce koszul

wysunięte na wiatr z rozpusty wydęte jak usta

rodziły się dzieci zamszonych gór jedno po każdym przestępnym

wywoływałem jak wilki z lasu oswajałem jak własne

jadły mi z ręki resztki odebranej ziemi

pojawiały się w oknach na znak śmierci

nie było ofiary ponad tę z pustych chyży

przysięgam na tutejszego boga

daleko im było do tamtych miejsc

Bosorka, Katarzyna Szweda

bottom of page