top of page

Łemkowie pytali wielokrotnie, czego od nich chcę. Oczywiście, ujmowali to oględniej. Przyjmowali mnie serdecznie, odnosili się przyjaźnie, jestem im za to wdzięczny. Ale przecież coś mówili i myśleli i myśleli poza moimi plecami.

Siedzę za stołem, gospodyni podała jajecznicę, gospodarz nalał po jednym. Drzwi się otwierają, wchodzi sąsiad.

- Sława Isusu Christu.

Zobaczył obcego, zacukał się.

- Poznajcie się. To pan Kroh. Polak, ale porządny człowiek - przedstawił mnie gospodarz.

Zrobiło mi się bardzo, bardzo miło.

Czego chciałem? Postaram się opowiedzieć, bo to już nie tylko moja sprawa. Czułem do nich szacunek i podziw. Że tak trzymają się swojego, wbrew wszystkiemu. Zastanawiali mnie, fascynowali.

Byłem ich ciekaw. Usiłowałem zrozumieć, jak to jest: żyć w Polsce od stuleci, u siebie, ale nie być Polakiem. Co z tego wynika, na co dzień, tu i teraz. Jak można nieustannie dźwigać poczucie niepojętej krzywdy i usiłować pojąć to, czego na zdrowy rozum pojąć się nie da. Jak sięgać do pogruchotanej, anachronicznej tradycji chłopskiej i co z tego może wyniknąć dla człowieka XX wieku. Jak łykać mniejsze i większe upokorzenia za to, że się jest tym, kim się po prostu jest.

Jak decydowano się na powrót do wsi, której nie było? Niekiedy znacznie na tym tracąc materialnie, rezygnując ze stabilizacji (a niektórzy Łemkowie już zaczęli odnajdywać się na zachodzie). Wrócić do siebie, ale przecież nie do siebie? Kupować od osadników rodzinne zagrody - jak przebiegały te rozmowy, co ludźmi powodowało? A stosunek osadników do powracających autochtonów - nieufny, częstokroć wrogi?

Bardzo się bałem o tym napisać, ale bałem się.

Nie cenzury. Nie chciałem skrzywdzić ludzi, którzy mi zaufali. Czyli wyjść na łajdaka. Bo autorzy, pisząc o żyjących, mogą zranić. Czasem bez złej woli, al to już sprawa piszącego."

Antoni Kroh, Za tamtą górą. Wspomnienia łemkowskie., Wyd. Iskry

bottom of page